"Stalinowskie metody! Nie może być tak, że przed zakończeniem śledztwa prokurator generalny decyduje o winie" - rzekł był były minister Szczygło, gdy na jego czoło padło światło z już oswojonej kamery TVN24.
Przypomnijmy - była to reakcja na słowa ministra sprawiedliwości, który powiedział, że "już nikt nigdy pozbawiony życia przez tego pana nie będzie". O nie! Jednak nie na te słowa.
Chodzilo o słowa ministra Ćwiąkalskiego, który publicznie zastanawiał się (oczywiście nic nie sugerując, he he) czy Szczygło powinien iść do prokuratury jako świadek czy oskarżony (nie wiadomo dokładnie o co, ale ważne że oskarżony).
Te słowa ministra spowodowały prawdziwą burzę w sejmie. Klub Platformy Obywatelskiej, oburzony zachowaniem ministra, czyniącego tak niewybredne sugestie zażądał dymisji ministra. O nie. Znowu pomyłka.
Klub PO co prawda żądał, ale w poprzedniej kadencji. Dziś widać czegoś się nauczył i po dwóch latach rządów PiS stwierdził, że minister jednak może przesądzać o winie. Na pytania dziennikarzy jednak póki co odpowiada sam minister, gdyż widocznie do wygadanych posłów PO nie dotarły jeszcze karteczki z odręcznym zapiskiem Donalda: "ale to zupełnie inna sytuacja".
Jednak, jak to mówią, w przyrodzie nic nie ginie i miejsce oburzających się zajął, od niedawna bardzo wrażliwy i delikatny klub Prawa i Sprawiedliwości, który co prawda głowy ministra jeszcze nie żąda, ale wynika to pewnie z faktu, iż pierwsza falanga pisoposłów jeszcze nie dostała wytycznych w tej sprawie.
Nie próżnuje za to minister Szczygło, który chce Ćwiąkalskiego pozywać w trybie karnym, zapewne z artykułu 212 KK. Widocznie do ministra nie doszły informacje, że jego klub jest teraz (w obliczu tragedii GP) przeciwko temu artykułowi i uważa go za skandaliczny. Chyba jednak nie dość skandaliczny, żeby z niego nie korzystać.
Z tego wszystkiego można wysnuć wniosek, że do polityki mogą iść tylko ci najbardziej wygimnastykowani. Przy takich wygibasach każdemu normalnemu człowiekowi złamałby się kręgosłup. Moralny.