Melwas Melwas
74
BLOG

Człowiek w czasie apokalipsy

Melwas Melwas Polityka Obserwuj notkę 9

No to uff. Włączyli mi prąd. A właściwie nie tylko prąd, ale wodę, telefony stacjonarne, sieć komórkową, internet... Tylko tramwaje nie wrócą na tory - szczeciński MZK akurat strajkuje. O tak, dziwny był ten dzisiejszy dzień.

Człowiek śpi sobie spokojnie rano, kiedy słyszy gruchot zamka. Do domu wpada zziajana siostra z paniką wymalowaną na twarzy. Całe miasto sparaliżowane. Człowiek szybko szuka przyczyny i otwiera oczy ze zdumienia, że piękny kwietniowy śnieg bożonarodzeniowy, który jeszcze o 2 w nocy tak pięknie wyglądał mógł doprowadzić do takiego kataklizmu.

Człowiek oczywiście nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że to kataklizm. W końcu nie ma telewizji, nie ma tej wszechobecnej medialnej paniki serwowanej przez TVN24. Nie ma kto mu powiedzieć, że powinien się bać, więc macha ręką. Pewnie włączą niedługo, za godzinkę, dwie.

Pierwszy niepokój pojawia się, gdy zdaje sobie sprawę, że bez prądu nie ma internetu. A przecież czeka na ważną informację. Nie ma też jak wysłać maila, który koniecznie musiał wysłać dziś przed południem.

Sięga więc po telefon i panika narasta. Stacjonarny nie działa, komórkowy nie działa (człowiek nie ma Plusa, człowiek ma Orange), a w komórce drugiego człowieka, który ma plusa właśnie wysiada bateria. Jak się dowie, czy są zajęcia, jak się dowie, co z od dawna umawianym spotkaniem.

Człowiek na razie nie myśli o tym. Postanawia się umyć, wchodzi do łazienki ze świeczką w ręce, ale nie ma wody. Człowiek przemywa twarz mineralką i idzie do kuchni zjeść śniadanie. Człowiek wcina topiony serek, który od 6 godzin traci swoją świeżość w niedziałającej bez prądu lodówce - taki drogi serek!

Człowiek nie może zjeść niczego na ciepło, bo nowoczesna kuchenka, którą właśnie sobie kupił niestety jest elektryczna. Człowiek nic nie zamówi, bo nie ma telefonu. A nawet gdybym miał, to i tak nic nie działa, więc po co miałby dzwonić. Człowiek chciałby włączyć radio, ale nie ma radia bez prądu.

Idzie do sklepu, a sklep jest zamknięty, bo pani nie może podnieść ochronnych żaluzji - zresztą, nawet gdyby mogła, to by nie mogła baterii sprzedać, bo nie może włączyć kasy fiskalnej. Na szczęście pozostaje jeszcze pani w warzywniaku, która spisuje wszystko na karteczce i może człowiekowi sprzedać chleb. Tak, człowiek zaczyna doceniać takie rzeczy, jak chleb.

Jedyne radio posiada siostra człowieka. Człowiek mógłby co prawda użyć radia samochodowego, ale samochodu nie ma. Jednak nawet gdyby miał, to i tak miałby problem, bo gros stacji benzynowych nie działa. Wszystkie są na prąd. Samochód na prąd nie jest, ale bez prądu widać nie pojedzie.

Człowiek jedzie autobusem - te na szczęście jeżdżą. I widzi coś niesamowitego - 450 tys. miasto, w którym życie w środku tygodnia toczy się tempem niedzielnego poranka. Widok psują tylko stojące wszędzie suki policyjne, wozy żandarmerii wojskowej, straży miejskiej, a nawet groźnie wyglądające STARY Wojska Polskiego. Wojna Światów, nie ma co! Albo przynajmniej oblężone miasto.

Trudno człowiekowi przechodzić przez ulice, gdy nie działają światła, a policjanci kierują ruchem tylko gdzieniegdzie. Trudno iść chodnikiem, bo kwietniowy poranek obfituje w sięgającą łydek śnieżno-błotną breję, z nieba leje się deszcz. Gdy wreszcie dociera do upragnionego radia w centrum dziwnie pustego miasta, okazuje się, że większość stacji szczecińskich w ogóle nie nadaje. Uchowało się Polskie Radio Szczecin.

Człowiek więc przerzuca kolejne stacje. Wędruje pomiędzy PR a TOKFm i nawet już nie ma ochoty na panikę, gdy słyszy kolejne komunikaty o tym, co może będzie, a może nie będzie. W tym wszystkim najbardziej racjonalne wydają się słowa prezydenta. Racjonalne bo niezrozumiałe. Kto w Szczecinie wie, co znaczy, że włączą nitkę Dcośtam, skąśtam gdzieśtam.

Może zatem woli zwykłą informacyjną papkę. Szybko jednak zniesmacza się, gdy robi się w niego idiotę. Słyszy o gigantycznych kolejkach do sklepów, których w życiu nie widział (4 osoby do kiosku stały), o przeładowanych autobusach (którymi jechał i był luz), o dzieciach Szczecina, które nie mogły pisać egzaminu (nie pisały 3 z 46 szkół).

Potem denerwuje się jeszcze bardziej, gdy słyszy, jakiś specjalistów Warszawiaków publicystów socjologów, co to żartują sobie ze Szczecina i porównują 450 tys. miasto do Suwałk. Słyszy też jakiś znawców, co to się zarzekają, że u nich nigdy coś takiego by się nie zdarzyło. Słyszy wreszcie posła Brudzińskiego, który za brak prąd wini prezydenta z PO i Grzesia Schetynę, który nie przyjechał. Ponoć powiedział to "Dziennikowi" - tylko gdzie, w Warszawie czy w Szczecinie?

Człowiek słyszy to wszystko i powoli staje mu się wszystko jedno. Kładzie się bezradnie na kanapę i zamyka oczy. Powoli zdaje sobie sprawę z tego, jak mały jest wobec natury, jak bardzo uzależniony jest od paru drutów na słupach i jak mali są niektórzy ludzie w ogóle. Nie zaprząta sobie jednak tym głowy na dłużej, woli kryzys przespać. I uwolnić się od niewygodnych myśli.

Wreszcie przychodzi godzina 19. Wraca do domu, odpala Lisie Fakty i jedząc długo wyczekiwany ciepły obiad myśli sobie z całym narodem: wow, wysadziło całe miasto, ale czad. No czad!

A o 2 w nocy ten śnieg wyglądał tak pięknie. A jednym szybkim ciosem położył na łopatki całe miasto (pół właściwie).

Melwas
O mnie Melwas

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka